2016-12-30
Góry są straszne. Kiedy w zeszłym roku grupa ludzi walczyła o życie na drodze asfaltowej do Morskiego Oka było to śmieszne. Kiedy czytam dziś, że historia się powtórzyła i ludzi trzeba było “ratować” w tym samym miejscu to już jest tragiczne. Śmiertelnie niebezpieczna asfaltowa droga, schody na Rysy, szpilki na Orlej Perci… Dlatego chyba wolę wysokie góry. Powyżej 4 tys. już się takiego towarzystwa nie spotyka. I nie ma takich problemów.
Komentarze
Drogę do Morskiego Oka – pokonywałem wielokrotnie. Zwykle w środku nocy. Nie ma tam niczego co usprawiedliwiałoby wzywanie pomocy. Może z wyjątkiem długiej, nużącej drogi. Kiedy pierwszy raz wchodziliśmy z Krzysiem na Rysy – z Morskiego Oka do Kuźnic wyruszyliśmy dopiero po zmroku. Krzyś miał 5 lat. Pomocy nie wzywaliśmy. Schodziliśmy właściwie sami. Innym razem w Sylwestra było jak na autostradzie – tłumy osób. Kolejny raz wybierając się na Rysy w styczniu – w nocy szliśmy do Morskiego Oka z Kuźnic (wcześniej byliśmy zajęci na stoku narciarskim). Kolejny raz nocą pokonaliśmy trasę wracając z najwyższego szczytu – Krzyś miał 7 lat. Moja wyobraźnia nie potrafi przyjąć żadnego argumentu dla wzywania pomocy dla 80 osób.
http://tatromaniak.pl/aktualnosci/c/turysci-znad-morskiego-oka-powinni-nas-lepiej-poinformowac
Powyżej 4 tys. już się takiego towarzystwa nie spotyka. I nie ma takich problemów” Pierwszy przykład z brzegu. Rok 1996 wyprawa komercyjna na Mount Everest.
I jakie Pan tu widzi porównanie z Morskim Okiem?
A no takie że i na 8000 tyś można spotkać jak to Pan nazwał”takie towarzystwo”
Tam chyba jednak pojawił się zupełnie inny problem. Ludzie, którzy nie potrafili odpuścić, walczyli do końca i zaatakowali szczyt. Zapłacili za to najwyższą cenę. Nie widzę tutaj najmniejszego porównania z Morskim Okiem, którego trasę może Pan pokonywać tam i z powrotem przez całą noc – nawet z małymi dziećmi. I gdzie NIC nikomu nie grozi. Wzywanie pomocy to skrajny przejaw lenistwa i olewactwa – całkowite przeciwieństwo tego co stało się na przywołanej przez Pana wyprawie na najwyższy szczyt.
Widzę że się nie rozumiemy.Generalnie niema znaczenia czy to jest droga na Morskie oko czy wspinaczka na cztero czy ośmiotysięcznik .Wszędzie można spotkać takich samych amatorów i dyletantów.
A nawiązując do Pana przykładu dopóki nie zostanie wprowadzone obowiązkowe ubezpieczenie dla wychodzących w góry dopóty problem będzie się powtarzał.Jak jeden z drugim zapłaci za akcje ratowniczą to następnym razem dwa razy się zastanowi zanim wybierze się na wycieczkę.
1. Całkowicie się z Panem nie zgadzam jeśli chodzi o porównanie tego co się stało na drodze do Morskiego Oka do tego co się stało na Evereście
2. Ubezpieczenie nic nie da – żaden ubezpieczyciel nie zapłaci za “taką akcję”, bo równie dobrze można było wezwać taksówkę i żądać wypłaty ubezpieczenie.
Moim zdaniem:
– bez pardonu należałoby obciążać kosztami nieuzasadnionego wezwania służb
– akcje ratunkowe powinny być płatne
a kto będzie chciał – to się dobrowolnie ubezpieczy 🙂
Jaka ta pamięć ulotna jest. Kiedy to z synem pierwszy raz na Rysy w butach na rzepy wchodzil… dowartościowanie takimi wpisami jest slabe. Himalajskie szczyty zdobywaja ludzie bez doświadczenia alpejskiego.
I co? trzeba było go ratować?