KRZYSZTOF TURZAŃSKI
SŁAWA UMIŃSKA-KAJDAN

Krzysztof Turzański Sława Umińska-Duraj

2012-11-24

Demon Szalejem zwany

Wszystko zaczęło się w momencie, kiedy górnicy drążąc w ziemi swoje chodniki pewnego dnia natrafili na stary, zapomniany tunel. Nikt nie wiedział o jego istnieniu. Gwarkowie byli bardzo zdziwieni tym faktem, choć już  zdarzało się odkryć pozostałości dawnej działalności innych ludzi. Jednakże ten chodnik był specyficzny. Nikt nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego. Chociaż właściwie nie mówiono o tym, to i tak budził strach.
Zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Jeden z gwarków, odpoczywając chwilę po ciężkiej pracy w jednym z chodników ze swoim kolegą zasnął na moment. Kiedy się obudził, był sam. Ale pozostały rzeczy, które jego kompan miał przy sobie. Torba na jedzenie i jego narzędzia leżały tak, jakby tylko odszedł na chwilę. Kiedy przez dłuższy moment nie wracał, jego kolega zaczął go szukać. Jednakże nigdzie go nie było. Potem szukało go wielu ludzi. Przetrząsnęli wszystkie chodniki myśląc, że gdzieś zabłądził czy po prostu zasłabł. Nigdy go nie odnaleziono.
Innym razem grupa pracujących na dole gwarków nagle usłyszała za sobą głos. Kiedy się odwrócili, zobaczyli postawnego mężczyznę w roboczym ubraniu, usmolonego pyłem tak samo, jak oni. Pytał ich o drogę tłumacząc się, że odłączył się od swojej grupy i nie potrafi do nich trafić. Wydało im się to dziwne, bo przecież raczej wszyscy się znali. A tego człowieka widzieli po raz pierwszy w życiu. Kiedy zaczęli go wypytywać, z kim pracował, człowiek stał się bardzo drażliwy. Ściskał w ręku swój kilof, jakby chciał ich zaraz zaatakować. Nagle odwrócił się na pięcie i odszedł. Najdziwniejsze było to, że skierował się w stronę dawno nieużywanych wyrobisk, a kiedy krzyczeli za nim, że idzie w złą stronę, zupełnie na to nie reagował. Kiedy gwarkowie po pracy wyjechali na powierzchnię, wypytywali się o nowego, ale nikt go nie znał. Tego dnia również nikogo nie brakowało. Wszyscy po pracy wyjechali na górę, ale człowieka, którego spotkali w chodniku, nie było między nimi.
Opowieści szybko się roznoszą, tak też ludzie pracujący w chodnikach zaczęli mieć się na baczności.  Dlatego też młody gwarek, który pewnego razu samotnie przemierzał jeden z chodników, znając owe dziwne historie, wystraszył się niesamowicie, gdy przed sobą zobaczył postać mężczyzny. Tamten stał bez ruchu i wyraźnie na niego czekał. Gwarek ostrożnie zbliżał się do niego gotów w każdej chwili do ucieczki.
– Dokąd idziesz, przyjacielu? – spytał tamten.
Nikt tak nie zwracał się na dole do napotkanego przez siebie drugiego człowieka. Gwarek doskonale to wiedział.
– Czego chcesz? – spytał drżącym głosem.
– Ależ niczego – odparł tamten kucając – Nie musisz się mnie bać…
Gwarek ścisnął mocniej w ręku kawałek drewnianego drąga, z którym zawsze wędrował po chodnikach.  Zacisnął palce tak mocno, że prawie wbijały się w drewno.
– Chcę tylko przejść….nic więcej – odparł stanowczym głosem, choć w głębi serca bał się niesamowicie.
Tamten dalej kucał zagradzając swoim ciałem dalszą drogę. Spuścił głowę w dół i patrzył bez słowa w cieknącą chodnikiem cieniutką stróżkę wody.  Potem podniósł wzrok i spojrzał w twarz gwarka.
– W przyszłym tygodniu żenisz się, prawda? – spytał.
Gwarka ogarnęło przerażenie. Faktycznie w przyszłym tygodniu miał zamiar ożenić się ze swoją ukochaną. Planowali to już od dłuższego czasu, ale tego człowieka widział po raz pierwszy w życiu. Więc skąd on wiedział?
– Nie masz jeszcze swojego domu… ciężko tu pracujesz, by zapracować na wesele…twoja narzeczona jest także biedna….będzie wam ciężko… – kontynuował tamten spokojnym głosem.
Gwarek nie odzywał się. Strach całkowicie go sparaliżował.  Mógł tylko słuchać.
– Mogę ci pomóc…mogę zapewnić ci dostatnie życie…tobie, twojej żonie i waszym dzieciom…chcesz?
Gwarek głośno przełknął ślinę.
– Kim ty jesteś? – spytał – Jak mam cię nazywać?
Tamten wstał nagle i podszedł bliżej gwarka. Ten instynktownie cofnął się o krok do tyłu.
– Możesz…nazywać mnie…Szalejem – odparł  – To moje imię…
Gwarek najchętniej rzuciłby się do ucieczki, ale miał dziwne wrażenie, że to nic nie da. Co więcej, może jeszcze pogorszyć i tak już trudną sytuację. Zebrał więc w sobie siły i spytał:
– Gdybym się zgodził, czego chcesz w zamian? Czego oczekujesz ode mnie?
Tamten odwrócił się nagle do niego tyłem. Gwarek spojrzał na jego plecy. Ze strachu zrobiło mu się zimno. Szalej miał całą skórę w ranach. Głębokich, jątrzących się ranach. Wyglądało to, jakby ktoś go biczował. Tylko że żaden człowiek nie przeżyłby takiego biczowania.
– Nic wielkiego –  młodzieniec usłyszał głos Szaleja –  Chcę tylko, żebyś zaprosił mnie kiedyś do swojego domu, poznał mnie ze swoją rodziną…tylko tyle…
– To mogę zrobić w każdej chwili, ale dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
Szalej odwrócił się do niego i podszedł tak blisko, że gwarek dokładnie widział jego oczy. Można było zobaczyć w nich szaleństwo.
– Chcę stąd wyjść! – krzyknął Szalej, a jego głos daleko poniósł się chodnikiem – Nie chcę tu zostać na zawsze!  Moja kara już skończona…wina odkupiona…chcę wrócić do świata! Mam już dość tego miejsca!
Gwarek wystraszył się tego krzyku, ale chyba jeszcze bardziej szaleństwa, z jakim Szalej wykrzykiwał te słowa.
– Coś ty zrobił? – spytał cicho – Za co cię ukarano?
Szalej odszedł od niego i bez słowa oddalił się na odległość kilku kroków. Mruczał coś pod nosem, czego gwarek nie rozumiał. Mówił jakby w innym języku.
– Długo tu jesteś? –
dodał jeszcze.
Szalej nagle doskoczył do niego i przycisnął młodzieńca swoim ciałem do zimniej i mokrej ściany chodnika.  Tylko że od niego bił o wiele gorszy chłód.
– Nie twoja sprawa, człowieczku… – wysyczał przez zęby Szalej –  Nie interesuj się tym…to zamierzchła historia, o której nic nie wiesz…i nie musisz wiedzieć…żądam tak dużo? Ofiarowuję ci bogactwo, głupcze i chcę tylko w zamian zaproszenia…jesteś próżny, jak wszyscy ludzie…nie interesuje cię brzęk złota?
Gwarek bał się Szaleja, ale jakoś zebrało mu się na odwagę. A może poczuł, że uratuje go tylko jego desperacja.
– Mam cię stąd uwolnić, prawda?  – spytał – Ty wcale nie odkupiłeś winy…jesteś tu nadal uwięziony… okłamujesz mnie, a moje zaproszenie uwolni cię od kary…o to chodzi, prawda?
Szalej złapał go za koszulę i z niesamowitą siłą podniósł do góry. Młodzieniec poczuł na plecach przesuwające się ostre krawędzie ściany chodnika, które raniły go. Przed oczami stanęła mu twarz ukochanej. Tak bardzo chciałby się teraz przy niej znaleźć. Z dala od tego przerażającego stworzenia.
– Boże… – wyszeptał – Boże, pomóż mi…
Szalej trzymając go dalej w powietrzu zaczął się głośno śmiać. Wręcz zanosił się śmiechem.
– Po co go wzywasz? Myślisz, że ci pomoże? Mylisz się, tutaj ja rządzę…to moje królestwo…i nic mu do mnie…
Nagle puścił młodzieńca, który osunął się ciężko po ścianie chodnika, wysyczał jakieś słowa, których gwarek nie zrozumiał, złapał się rękoma za głowę i ściskając ją odszedł kilka kroków do tyłu. Z jego ust zaczął wydobywać się jęk. Coraz bardziej głośny. Gwarek próbował poderwać się i rzucić do ucieczki. Ale tamten szybkim ruchem złapał go za rękę, przyciągnął do siebie i całej siły rzucił na ścianę chodnika. Gwarek jęknął z bólu i osunął się cicho na ziemię. Szalej stanął nad nim i tylko patrzył.
– Chciałem ci podarować lepszy los, głupcze…chciałem…ale jesteś zbyt tępy na to, żeby to docenić…Szalej chciał ci pomóc, a ty mnie odrzuciłeś…będziesz jeszcze tego żałował, kiedy twoje dzieci nie będą miały co jeść…kto wie, może będziesz mnie wtedy szukał?
Gwarek zwinął się w kłębek z bólu i przerażenia i czekał na to, co dalej się stanie. Nie miał szans z tym stworzeniem. Wiedział to.
– Boże….proszę – szeptał dalej.
Szalej kopnął leżącego gwarka z całej siły. Ten z wielkim okrzykiem bólu zwinął się jeszcze bardziej.
– Wzywaj go, wzywaj…będzie cię musiał chronić przede mną całe życie –
mówiąc to odwrócił się nagle i zaczął oddalać się szybkim krokiem.
Gwarek słyszał jego kroki, rzucane szaleńczo słowa i wybuchy śmiechu. Po chwili wszystko ucichło.
Kiedy młodzieniec opowiedział o wszystkim swoim kolegom, ci nie chcieli mu uwierzyć, ale kiedy pokazał im swoje rany na plecach i ślad po solidnym kopniaku, zaczęli już mówić inaczej. Co najważniejsze, wszyscy zaczęli się bać. A przecież ta praca była jedynym źródłem ich utrzymania. Nie mogli sobie pozwolić na to, żeby przestać zjeżdżać pod ziemię i zająć się czymś innym. Bali się, ale nie mieli innego wyjścia.
Wtedy ktoś przypomniał sobie o odkryciu sprzed lat. Powiedział im to, co kiedyś opowiadał mu ojciec.  Tak też dowiedzieli się o odkryciu tajemniczego tunelu i o samotnym mężczyźnie, którego spotkało wielu gwarków. O zniknięciach niektórych ludzi pod ziemią. Słuchali tych słów z przerażeniem, ale teraz byli już pewni, że muszą stawić czoła niebezpieczeństwu. Razem, solidarnie i bez tchórzostwa, jeśli chcą tu dalej pracować. Ich kolega wytłumaczył im, w której części wyrobisk odkryto kiedyś tunel.
Kiedy następnego dnia zjechali do pracy na dół, od razu ruszyli w stronę wspomnianego miejsca. Było ich kilkunastu, młodych, silnych ludzi, ogarniętych strachem, ale jeszcze większą determinacją uczynienia tego, o czym już wcześniej postanowili.  Doszli tam szybko i bez większego trudu znaleźli wylot tunelu. Bez słowa wzięli się do pracy. Kuli kamienie ze ścian chodnika, a każdy wyrwany skale głaz rzucali w stronę tunelu, by zagrodzić do niego wejście. Kamieni przybywało, a im nie brakowało sił, choć pot obficie spływał im po plecach. Nikt nie myślał o odpoczynku.  W końcu głazy całkowicie zasłoniły wejście. Ale oni dalej pracowali. Uparcie rzucali kolejne głazy. Chcieli być pewni, że nikt nie przejdzie przez tą zaporę. Kiedy doszli do wniosku, że kamieni jest wystarczająco dużo, usiedli zmęczeni, a jeden z nich zaczął rzeźbić w kamieniu znak krzyża. Pozostali w milczeniu przypatrywali się jego pracy. Kiedy głaz z krzyżem był już gotowy, mężczyzna wstał i z czcią położył go na centralnym miejscu wielkiej starty głazów.
Usłyszeli wtedy krzyk. Stłumiony, bardzo daleki, ale niesamowicie wyraźny. Krzyk gniewu i szaleństwa. Brzmiał w uszach każdego z nich do końca ich życia. Ale wtedy po prostu wstali i szybko oddalili się z tego miejsca. Od tego momentu nikt już tu nie zaglądał. Gwarkowie przekazywali sobie z ust do ust, iż lepiej nie pojawiać się w tym miejscu. Tak tez zostało.
Dzisiaj, kiedy w spokojną i pełną ciszy noc znajdziecie się na Szarleju, możecie uklęknąć i przyłożyć ucho do ziemi. Być może usłyszycie bijące gdzieś w głębi ziemi serce Szaleja. A jeśli usłyszycie jego krzyk, lepiej oddalcie się od razu. Niech demon pozostanie tam, gdzie jest jego miejsce.

Blask Księżyca

 

* Opowieść powstała na podstawie legendy znanej mieszkańcom Szarleja. Mówi ona o demonie zwanym Szarlejem bądź Szalejem, który żyje gdzieś po ziemią. Od niego zresztą być może wzięła się nazwa tej części Piekar Śląskich.

← Powrót

Komentarze



Uwaga! Dyskusja jest moderowana raz dziennie (zwykle rano) - komentarze nie pojawiają się od razu w momencie publikacji. Komentarze nie związane z tematem posta, obraźliwe, wulgarne nie są publikowane. Jeśli nie widzisz swojego komentarza sprawdź MOJE ZASADY i REGULAMIN

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
ash
ash
12 lat temu

A jest coś o małych, złośliwych, wąsatych gnomach z Dąbrówki? 😉

mąż
mąż
12 lat temu

Zdarzyło się jednak lat temu …. że młody i nie doświadczony gwarek uległ namowom Szaleja. Pomógł mu wydostać się z podziemi. A ten szalał na Szarleju i w okolicach.
Co nawyrobioł nie do sie łopisać.
Niyprzyzwoity był, kobity przełonacoł.
Do dziś chopy co legendy nie znali skuli tego cierpią fest a fest. Bo se z Szarleja baba wziyli.
Szalejki niby to dobre ale jak sie duch Szalej w nich ocknie to nie ma co godać, lepij sie stracić…