![](https://www.krzysztofturzanski.pl/wp-content/uploads/2017/02/thumb-800x415.png)
2012-11-06
Dyktator – zwykłe pałacowe rozgrywki… (wersja alternatywna)
Armand siedział na kolanach Margawa i oczyma przepełnionymi melancholią wpatrywał się w horyzont przeorany kominami brudnych dachów. “Dlaczego tak się dzieje?” myślał “ciągle gdzieś jestem z tyłu, z boku, robię co mogę a ON tego nie docenia..”. Delikatne głaskanie po szyi i dmuchnięcia jakimi pieścił go przyjaciel tym razem wzbudzały irytację zamiast ukojenia. Nerwowo odepchnął dłoń błądzącą po policzku. Margaw zatroskany zanurzył się w błyszczących oczach mężczyzny który od zawsze był dla niego kimś o wiele więcej, więcej niż.. sam nie potrafił tego nawet nazwać.
-O czym myślisz? – zapytał ostrożnie, odczekawszy chwilę.
Armand zatopiony we własnych myślach zdawał się nie go słyszeć. Wstał i powoli wyszedł przed biurko za którym siedzieli. Przeszedł wolno kilka kroków, zwinął dłonie w pięści i niskim, charczącym głosem począł wyrzucać cały ogromny żal jaki trawił mu wnętrzności bardziej i bardziej, z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, aż doszło do tego, że przetrwanie kolejnego dnia w tej nieznośnej świadomości własnego bytu było niemożliwe.
-Mar.., Mar.., czy Ty nie rozumiesz? Nie widzisz? Jestem trupem.. Trupem po dwakroć.. Jeśli ta świnia, ten KrzŚWIŃ, wygra wybory…
-Nie, to niemożliwe.
-NIE PRZERYWAJ! Będę skończony. Ale nie to jest najgorsze. Tyle lat, tyle lat.. Jestem najlepszym paplaczem jaki mógł mu się trafić. Nie mam swoich poglądów, nie mam żadnych opinii, nie zatrułem się żadną wizją. Jest tylko jedna prawda, ta którą ON myśli a której ja nadaję formę. Wiesz, że ON teraz nawet nie poprawia, nie skreśla, nie krytykuje? Mar.. moje teksty są idealne. Stakor nie ma bardziej oddanego człowieka, nie ma. Nie może mieć. Czy ja miałem kiedyś wogóle ideały? Sprzedane! I za co!? Za te miske soczewicy!! Ciągle tkwię tutaj, żadnych perspektyw, żadnego awansu. Pieniądze.. Żałosne to wszystko.
-Mysłałem, że lubisz pracować tutaj. Pracujemy w końcu razem. No, Ar.., Ar.. – Margaw uniósł ręce na wysokość twarzy i dłońmi zaczął wykonywać ruchy podobne do “kosi, kosi łapki”.
-Przesssstań! -wysyczał- Jeszcze ta Szachownica. “Pora by Ci ktoś pomógł” powiedział, tak mi powiedział. A wiesz co ja myślę. Myślę, że to jest drogowskaz. Nic nie znaczę więc nie będzie sentymentu. Wiesz kim jest facet Szachownicy? Wiesz prawda?
-Tak wiem, ale…
-Nie, drogi Mar, tu nie ma żadnego ale. Ani ja ani ty nie dajemy gwarancji kontaktu z kimś jego pokroju. A co za tym idzie jesteśmy zerami. A ona. Cóż, ona ma to właściwe nazwisko. Dlatego mój drogi Mar, po dwakroć, po dwakroć jestem trupem.
Zapadła cisza. W powietrzu wisiały słowa których wypowiedzenie stanowiło by zniszczenie tego świata w którym żyli, który stworzyli, który utrzymywali wykorzystując umiejętnie ulubione przez Stakora działania. Donosili, szkalowali, obmawiali, kłamali, łamali prawo. Jak zakazane, nieodwracalne zaklęcia wisiały więc wyryte w niewidzialnym eterze słowa zdrady. Zdrada. Taaak, łatwa i rozwiązująca tyle problemów. Ale kto, kto jest po drugiej stronie? KrzŚWIŃ, nie nawet na sekundę nie. Kłopotek? Boi się własnego cienia, konformista który nie ruszy dupy do chwili wyborów. Może Marchwiak? No, Marchwiaka Stakor się chyba boi. Rzucił go na tylny pokład, a tam mu trudniej nawigować po archipelagu. Tak, coś w tym jest. Zresztą Marchwiak jakiś nerwowy się zrobił ostatnio. Koniecznie muszą z nim porozmawiać.
Za szkłem drzwi do pokoju poruszył się cień postaci. Margaw uświadomił sobie, że cień był tam przez cały czas. Poczuł jak zimny pot występuje mu na skronie. Newrowo syknął w kierunku Armanda wzrokiem wskazując mu drzwi. Ar dostrzegł niebezpieczeństwo. Jednym skokiem znalazł się przy nich i szarpnięciem otworzył na oścież.
-Jee.. Jeroona. Moje pierniki, zapomniałam zabrać.. Chciałam przynieść..- Anmisa szukała wątku.
Armand spojrzał na stół. Stał tam talerzyk z piernikami, stał od samego rana.
-Hmm, kłopocik z pamięcią. Przyniosłaś rano przecież. Ha, ha. Ale nic nie szkodzi. Pierniczki pycha, paluszki lizać. Prawda Mar?
-Muszę zadzwonić – skwitowała szybko i obróciła się w kierunku własnego pokoju.
Paplacz pchnął drzwi które trzasnęły i łopotały jeszcze chwilę wydając dźwięk wzmagający poczucie strachu który wpełzał teraz między futrynami mrożąc umysły.
-Ciekawe ile słyszała?
-Obawiam się, że wszystko– mruknął Margaw.
W tym samym momencie za szybą drzwi w ułamku sekundy przemknął ten sam cień. “A myślałem, że gorzej nie będzie”. Armand odczekał trzy sekundy i cicho wyszedł na załamujący się tu korytarz. W oddali zobaczył jak Anmisa z niezwykłą jak na jej warunki prędkością doskakuje do szklanych drzwi gabinetu. Wrócił za biurko i ciężko opadł na fotel. Odczekał kilka chwil łapiąc oddech.
-Już tam jest – powiedział cicho a w tym samym momencie zadzwonił telefon. Stalowy wyświetlacz wyrzucił złowrogą nazwę. Dzwonił DYKTATOR. Mokra dłoń podniosła w końcu słuchawkę.
-Stakor. Przyjdź do mnie – twardy trzask oznajmił koniec zdania.
Armand poluzował szalik i zaczął ze świstem łapać powietrze. Zebrał siły i poderwał się w nagłym przypływie euforii. Kilka kartek niechętnie opadało teraz na podłogę a niedopita herbata ogarniała plamą numer Przeglądu archipelagu. Zmiął pośpiesznie gazetę i rzucił do najniższej szuflady biurka. “Działać, bronić, atakować..” myśli kłębiły się w jego głowie wypierając logikę a ustępując emocjom. Bo gdyby tylko udało mu się odwlec tę rozmowę o przynajmniej godzinę, gdyby nie odebrał, uciekł, gdyby wyłączył telefon, gdyby dał sobie czas. Ale on ruszył za szklane drzwi a to oznaczało, że dyktator dostał to czego chciał.
Zapach krwi wisiał w powietrzu a wyostrzone zmysły Stakora napędzały już instynkt oprawcy. Asystentki matowym wzrokiem wskazały uchylone drzwi. Ar przełknął ślinę i dotknął pierwszej klamki. Druga, trzecia, czwarta. Podwójne drzwi kajuty dyktatora zatrzymywały nadzieję. Po drodze w kilkunastocentymetrowej śluzie Armand poczuł się nagle nagi i całkowicie bezbronny. Jeszcze dwa małe kroczki, poszukiwanie JEGO oczu i ta obezwładniająca niepewność, co dalej. Siadać, nie siadać, krok do przodu czy stanąć w miejscu, czekać, ale na co..
Zimne skrzypienie pióra rozciągało obrzydliwe oczekiwanie w wieczność. Mijała sekunda za sekundą a Ar skupiał się już tylko na walce z własnymi jelitami. “Niech to się już skończy, niech się skończy, no niech się skończy..” Stakor powoli odłożył pióro i rysie oczka podniosły się na paplacza. Sucha twarz nie zdradzała emocji, a słusznych rozmiarów wąs zdawał się być wyrzeźbiony i nieomal martwy pod kostropatym nosem. Cienkie, zaciśnięte usta trzymały na wodzy słowa którymi dyktrator delektował się w myślach od kilku minut.
-Dzzzień dobry- Ar wiedział, że cokolwiek zrobi, nie zmieni to jego beznadziejnej sytuacji – Miałem przyjśc.
Powoli, z wyraźną pogardą, usta dyktatora otworzyły się w prawie niewidzialną szczelinę. Podniesiony wąs starczał teraz ostro przyciętymi końcówkami. Powoli, z wyraźną satysfakcją osiągniętego efektu Stakor zaczął cedzić:
-Wiesz dlaczego tu jesteś?
-Yyy, hmm. Nie wiem…
– Nie przerywaj. Jeśli zadaję pytanie to nie po to żebyś odpowiadał. Znam odpowiedzi na pytania które zadaję i nie czakam na jakikolwiek odzew.
-Tak. Tak, wiem.
-Nie przerywaj – dyktator na ułamek sekundy podniósł głos. Armand nie odważy się juz pisnąć.-
-Taaak – po chwili okropnej ciszy ciągnął dalej – Więc nie podoba ci się. Nie podoba? Co? No powiedz?
-Nie to…
-CISZA! –trzaśnięcie w blat ostatecznie uciszyło biednego paplacza – Więc, nie podoba ci się? A co ci się nie podoba? Może źle cię traktuję? Aaa, domyślam się. Chodzi też o tę Szachownicę.. No widzisz Armandzie, jest mi potrzebna ale to przecież nie twoja sprawa. Chyba się rozumiemy. Przykro mi słuchać, że .. ach tak trudno mi to przechodzi przez gardło. Nie, nie wierzę że mógłbyś coś takiego powiedzieć. Ale powiedz, czy naprawdę, tak hipotetycznie tylko, jesteś tak bardzo zawiedziony?
Armand smętnie wbijał wzrok w nóżki biurka nie próbując już odpowiadać.
-A może chciałbyś coś zmienić? No powiedz, zamieniam się w słuch. Hmm.. więc nic.. A może…- tu Stakor zawiesił głos i wbił rysi wzrok w matowe już źrenice Armanda – może wolisz porozmawiać z kimś innym? CO!? Może JA ci już nie wystarczam!?
Ar wyrwany z ogarniającego go otępienia, resztką odpływającej świadomości pojął, że przed NIM nic się nie ukryje. ON wiedział, przeszył go na wylot i WIEDZIAŁ. Resztką woli zmusił się by spojrzeć na twarz Stakora, Ten podniósł pióro i skrzypieniem o papier oznajmił, że wizyta właśnie dobiegła końca. Wyuczony na potrzeby takich chwil automatyzm ruchów skierował najbardziej oddanego pracownika dyktatora ku wyjściu.
-Drzwi!
-Co?
-Drzwi –powtórzyła asystentka ale widząc bladość w jego twarzy wstała i sama zamknęła kajutę dyktatora. Armand powlókł się ku wyjściu.
not L
* Opowiadanie fikcyjne, ewentualne podobieństwo do osób i zdarzeń faktycznych jest przypadkowe.
Komentarze
Uwaga! Dyskusja jest moderowana raz dziennie (zwykle rano) - komentarze nie pojawiają się od razu w momencie publikacji. Komentarze nie związane z tematem posta, obraźliwe, wulgarne nie są publikowane. Jeśli nie widzisz swojego komentarza sprawdź MOJE ZASADY i REGULAMIN